Kiedys, dawno temu napisałam...
Jeden, dwa czy więcej?

Rozważania możliwych odpowiedzi na powyżej zadane pytanie w moim (naszym) przypadku jest bezsensowne; mamy 5 PON-ów (do niedawna 7) i dawno minęły czasy gdy w domu mieszkała "jedynaczka" HARDA z Dobieszowic. Hardusia, super-pies, anioł w psiej skórze, miała jedną wadę - jako bliski potomek "podwórzowych burków" a do tego jeszcze "pastuch" (zrobić swoje ale się nie napracować) - całe jedzonko przetwarzała na sadło. To też nic dziwnego że wkrótce kupiliśmy jej do towarzystwa drugą suczkę. Zadra (JEDYNA z Henrykowa)spełniła swoje zadanie doskonale, we dwie wszystko robiły na wyścigi, szybko, najszybciej, każda z nich chciała być pierwsza! Gołym okiem widać było spalanie kalorii, hi, hi, hi!

Mając na uwadze postawione w tytule pytanie odpowiem krótko; jeden lub dwa, nigdy więcej!
Jeden, wiadomo,
-ty i twoi bliscy jesteście dla PON-a całym światem, zawsze przy tobie, nigdy nie zapomni sprawdzić czy rodzina jest w komplecie.
-uczenie go sprawia sporą przyjemność; jeśli jest sowicie nagradzany pojmuje wszystko błyskawicznie, a do tego jest obdarzony niesamowitą pamięcią!
-brudzi umiarkowanie, można go nauczyć, że z uciapanymi łapami i podwoziem nie wchodzi się "na pokoje"
-jest tylko jeden do czesania, a czesany (szczotkowany) regularnie praktycznie
nie zostawia sierści w całym mieszkaniu
-u jednego łatwiej opanować wodzowskie zapędy, przy czym PON nie będzie "na siłę" egzekwował swoich praw do rządzenia całym domem; on to zrobi sprytem, słodką minką, uporem...
-dobrze, konsekwentnie wychowany nie szczeka niepotrzebnie, choć z natury nie jest cichym psem
-nie ma skąd brać złych przykładów
I wtedy, taki dobrze wychowany PON (PON-ka)jest tak jak Harda, przewidywalny/a w 100%, jest a jakby go/jej nie było, może chodzić luzem i nigdy, przenigdy nie zrobi nic głupiego. Nie pójdzie za obcym człowiekiem, psem, zwierzyną łowną bo dla niego/niej SWÓJ CZŁOWIEK jest najważniejszy! Mając takiego psa szybko zatęsknisz za drugim.

Kupujesz drugiego PON-a i masz!

- dwa psy kręcące Ci się pod nogami, bo skoro młody może to niby dlaczego nie mógłby i starszy!? Zazdrość jest motywem przewodnim; zawołasz jednego stawią się dwa (lub żaden, bo akurat zajmują się czymś ciekawszym). Chcesz pogłaskać, przytulić jednego, drugi zjawia się natychmiast, ruszysz miską - błyskawicznie dwie kudłate mordki są przy tobie.
Ale też dwa świetnie zajmują się sobą, bawią się w ganianie, przepychanki, przeciąganie,łapanie, czatowanie, a ty możesz się im przyglądać bez końca. Oczywiście super jeśli to robią na dworze (KONIECZNE BEZPIECZNE MIEJSCE),
gorzej gdy zachce im się robić to w domu, a energię mają niespożytą! Kudły fruwają wszędzie! Czasem nawet meble!
Ja sama lubię, bardzo lubię patrzeć na bawiące się, ale też i na śpiące, przytulone do siebie PON-y,ciepło mi wtedy na sercu!
-nauka drugiego to pestka, szybko załapuje, małpuje starszego
- brudu masz nie koniecznie tylko 2X więcej; ty opłukujesz jednego w łazience, a drugi w tym czasie wyciera łapska o dywan w salonie!
-do czesania masz dwa długowłose psy, ale zakładam, że to lubisz i patrzenie na urodę pięknych, wymuskanych pupili rekompensuje trud poniesiony aby to osiągnąć. No i co za przyjemność wyjść z takimi dwoma na spacer! Powodzenie murowane! Chętnych do głaskania, fotografowania ich i siebie z nimi nie zabraknie! Twoje dobrze wychowane PON-y (w każdym razie moje się tak zachowują) ze stoickim spokojem dadzą się po miziać, poklepać, podrapać za uszkiem, nawet czasem kiwając ogonem!
-natomiast nie daj Boże dwa dominujące osobniki. Niby TY jesteś Panem i Władcą ale każdy z twoich PON-ów MUSI sprawdzać czy aby rywal nie jest ważniejszy od niego. A może nawet od Pana!? Problem taki praktycznie nie istnieje gdy ma się psa i sukę, choć wówczas należy liczyć się z 2 tygodniami dwa razy do roku wyjętymi z życiorysu (cieczki!)
-jeśli u drugiego w wychowaniu coś przegapisz, odpuścisz, zaniedbasz bardzo szybko będziesz miał dwie wredne, szczekające kudłate bestie (zły przykład)!

Naprawdę tego chcesz!?

Teraz coś o posiadaniu większej ilości PON-ów w mieszkaniu. To będzie z życia wzięte! Pod pewnymi względami jesteśmy w komfortowej sytuacji: Pani (czyli ja) pracuje na parterze budynku, w którym piętro zajęte jest przez zwierzęta i dwoje ludzi (PANIĄ i PANA). Dom stoi w sporym ogrodzie, aby dojść do najbliższego sąsiada trzeba pokonać: chodnik, jezdnię, pobocze, podwórko sąsiadów, a więc nie jest to sąsiedztwo drzwi w drzwi, ani przez ogrodzenie - dzieli nas strefa neutralna. Takie warunki w pewnym sensie tłumaczą ilość PON-ów mieszkających z nami, a także to że moje zwierzaki nie są najlepiej wychowane - wiele, zbyt wiele uchodzi im "na sucho".

A jakie są tego "uroki"

-Rano, bardzo wcześnie (dla mnie, nocnego marka, to noc!)jak żył Roki, to Roki (przez 1,5 roku przed śmiercią słabiutko funkcjonowały mu nerki) szczeknięciem jednym lub kilkoma wołał "wypuście mnie"! Teraz robi to samo Perła,
do niej przyłączają się pozostałe, a PAN, ranny ptaszek (to go usprawiedliwia) grzecznie wypuszcza psy do ogrodu. Bestie spadają ze schodów, zatrzymują się przy ostatnich drzwiach i z charkotem godnym lepszej sprawy polują na siebie: Atu na Bajkę, Cyprys na Perłę, Finka na Atu, po chwili kocioł znika - psy rozbiegają się po ogrodzie. W tym czasie zasypiam (powrót jest cichy)
-Kochane pieseczki uznają najczęściej, że pomieszczenie w którym przebywają Pani lub (i) Pan jest też najwłaściwszym dla nich. Efekt - pod nogami mamy kudłaty dywan -niestety nie da się po nim chodzić!

-Z nauką są różnorakie problemy. Jeden z nich to ten, że PON-y uczą się szybko, a tych niepożądanych przez nas zachowań wprost błyskawicznie! Drugi to taki, że wszystko chcą robić razem i gdy zabieram na szkolenie jednego psa pozostałe wzniecają bunt! Zostawione w domu głośno i z zapamiętaniem dają znać,że zostały skrzywdzone i są nieszczęśliwe. Zostawione w ogrodzie kombinują jakby się z iego wydostać - okazuje się wtedy, że umieją pootwierać wszystkie furtki, że przecisną się przez szparę przy bramie przez którą, zdawałoby się żaden PON nie przejdzie!
-Zdarzają się ciche, nieszczekliwe PON-y? To bajka! Siedzę "w pracy", psy same w mieszkaniu na górze. Podjeżdża samochód i w ciszy wiejskiego domu nagle wybucha przeraźliwy jazgot, PAN przyjechał!!! Żadne "spokój", "cisza" nie skutkuje zamknięciem się 5 rozdartych mord! Niestety i oczywiście dzieje się tak przy moim czy córki powrocie do domu. Goście również przyjmowani są PON-imi głosami pełnymi entuzjazmu! Obecnie siedzę sobie spokojnie, zabrałam na dół dwie najstarsze suki i co jakiś czas Perła zaszczeka (coś słyszy o czym ja nie mam pojęcia!?), zaraz dołącza do niej Finka, na chwilę zamilkną. Pół godziny błogiej ciszy i tym razem Cyprys szczeka cicho, jakby pytająco i wiem, że zaczynają się gonitwy za Taszą (syberyjka czasem daje się sprowokować, maine coon'ka nigdy). Biorą w niej udział także Atu i Bajka. Pościg szybko się kończy bo Tasza po "drzewku" wdrapuje się na "dach" (szafę) i spod sufitu spogląda na durne psy. Dzisiaj nieobecność Pana przeciąga się, psy się niecierpliwią, szczekają na każdy podjeżdżający samochód; najczęściej zaczyna Perła i do niej, po kolei dołączają pozostałe. Krzyknę "spokój", na 5-10 minut nastaje cisza by za jakiś czas sytuacja się powtórzyła.
O sprzątaniu i czesaniu nie wspomnę bo jeszcze coś mi się stanie...i nie dokończę opowieści...a jest o czym opowiadać!
Co z tego, że szczekają? Powiem siad! I jedne szybciej inne wolniej siadają wpatrzone w „boskie” oblicze PANI wzrokiem pełnym oddania i miłości!?
Co z tego, że brudzą, kiedy w mroźne dni mogę wsunąć sobie nogi w/pod ciepłe futerko PON-ów leżących u mych stóp!?
Co z tego, że czasem są hałaśliwe? Lubię czytać, a wówczas obowiązkowo któraś suczka układa się przy mnie z główką na moich kolanach – uwielbiam to! Najczęściej jest to Atu, która na każde moje spojrzenie na nią robi „puk,puk...puk,pukpuk,pukpukpuk, puk” pół-ogonkiem o kanapę lub o Bajkę rozłożoną nieco dalej z brzuchem do góry!
Co z tego, że trzeba mieć sporo czasu i zwyczajnej fizycznej wytrzymałości aby utrzymać stado w kondycji i wyglądzie prawdziwych PON-ów! Idąc z dwójką lub trójką psiaków na spacer nie ma osoby, która by się za nami nie obejrzała, a większość z nich szepcze lub mówi głośno: Jakie piękne psy! Co z tego, że często muszę pogłówkować aby przechytrzyć swoje psy?
Kiedy za np okruch chleba trzymany w ręce moje psy popiszą się przed gośćmi wszystkim, czego dotychczas ich nauczyłam – śmiać mi się chce! Lub kiedy próbuję dowołać nagle „głuchego” i „ślepego” delikwenta (do czesania lub kąpieli) zawołam TASZA! trzy najmłodsze zjawiają się natychmiast! Jeszcze dają się nabierać!
Co z tego, że trudno przeprowadzić remont w domu/mieszkaniu ze względu na wszędobylskie psy!? Odnawianie mieszkania utrudniają także puchary zdobyte przez nasze czworonogi, a poutykane w każde wolne miejsce! Każdy puchar to jakieś zwycięstwo, to wspaniałe spotkania ze znajomymi, miłymi ale widywanymi okazjonalnie. Co z tego, że większość „normalnych” ludzi uważa nas za nieźle szajbniętych?
I tak kochamy swoje psy bo są PON-ami!!!
W stadzie zawsze mamy jedna lub więcej suk hodowlanych, to też od czasu do czasu rodzą się u nas szczenięta. W domu pojawia się nowe życie, nowa nadzieja, radość i szczęście! No tak! Ale to już następny temat.
Regina Szyszkowska

Dziękuję Pani Reginie za pozwolenie udostępnienia tekstu na stronie :)